Piszę ci psalmy wyrwane krzykiem,
Polerowane jedwabiem głodu.
Piszę ci psalmy – choć jestem nikim:
Moje to skrzydła wicher zachodu
Rozszarpał na widnokręgach obu…!
Piszę ci psalmy, gdy krew w mych żyłach
Rozdziawia paszczę w pustym uśmiechu:
Ona pamięta – co ja przeklinam,
Pragnąc zapomnieć… Nie ma w tym grzechu.
Lecz psalmy moje, te słowa ostre
Wzlatują w niebo czystą kaskadą.
I nie ma bólu w tym – takie proste
Staje się wszystko kiedy odjadą
Ostatni goście z pogrzebu marzeń…
Psalmy strzaskane…
Psalmy-witraże….
I nie ma nawet pragnienia w ciszy,
Gdyż wiem – ty nigdy ich nie usłyszysz…
Super 🙂
Zauważyłam, że bardzo często występują w twoich wierszach kobiety. Co prawda nie jako te, która opowiadają, ale przewijają się jako powierniczki, obiekty miłości, pokusy, marzeń. Fajnie, że nie zapominasz w poezji o tzw. płci pięknej 🙂
Dla mnie generalnie kobiety oraz ich moc, stanowią źródło niewyczerpanej inspiracji. Zwłaszcza, iż jest ono tak różnorodne: kobieta może więc pojawić się jako kochanka, ofiara, czarownica, bądź Bogini – to ostatnie związane jest zresztą z moją osobistą czcią dla Mahadevi. Kobieta ma wiele twarzy i zawsze skrywa jakąś tajemnicę. Dążenie do jej poznania jest dla mnie rodzajem urokliwej, acz uzależniającej transgresji. Niemniej jak wiesz właśnie to mnie głownie inspiruje – nieznane.
Mocne uderzenie – czytam ten niejaki psalm i czytam. Szczególnie przypadło mi do gustu porównanie głodu do jedwabiu.
Zawsze się staram by było mocne. W moim odczuciu taka powinna być poezja – powinna wstrząsać i przenikać możliwie jak najgłębiej.
usłyszy..na pewno usłyszy..Psalmy genialne, o tęsknocie za Kimś nieznanym (bo mało o nim) za kimś daleko, na zachodzie? krzykliwa tęsknota za niedosytem namiastki obecności, brakiem nadziei na choćby niemy szept: jestem na chwilę..tęsknota ta rozrywa w niebo kaskadą..jest nadsłyszalna w odbiorze..wrzeszczy wręcz..tonacja niepokojąca dla mnie..to akt desperacji, cichą nadzieję zamienia w lament..”nie ma bólu w tym” świadczy o braku straty czyli niepoznaniu obiektu tęsknoty, westchnień..to tak jak w przypadkowym poznaniu w autobusie, tramwaju..motyle.. i..nic potem….piękne witraże! nie strzaskaj zawczas!!
Interesujący opis recepcji – i w wielu miejscach pokrywa się z tym, co sam odczuwam czytając go. „Nie ma bólu w tym” też odczytuję jako pewnego rodzaju rezygnację na koniec, gdy zaczyna się rozumieć, że nigdy nie osiągnie się tego zespolenia, kontaktu z obiektem tęsknoty. Sam rozumiem ten wiersz raczej religijnie, w kontekście miłości do Wielkiej Bogini. Jednak jak sądzę, można go także odczytywać inaczej – w kontekście miłości międzyludzkiej np.
ja wciąż zapominam, że Poeta jest mistykiem 🙂 ..również nie każdy o tym musi wiedzieć..stąd odbiór „międzyludzki”..ale tak już jest z poezją, że interpreatacja przekazu daleka bywa od koncepcji autora..najważniejsze, że wzrusza w obu przypadkach, zaskakuje..warsztat masz imponujący..czytam i czytam z zachwytem..utwory ponadprzyziemne, tak jakbyś w innym świecie był i pisał..dla mnie bywać tu…zaszczyt..Pozdrawiam.
Bardzo dziękuję za tak pozytywną opinię. Dla mnie to z kolei zaszczyt mieć ambitnych i wrażliwych czytelników, doceniających warsztat i magię słowa…
Ja zawsze jestem otwarty na inne interpretacje. Wydaje mi się, że wiersz jest oknem, które ukazuje każdemu nieco inny krajobraz. Ja osobiście uwielbiam to, że widzimy różne rzeczy i jest dla mnie nieodmiennie fascynującym, jak inni odbierają moją poezję. 🙂
szkoda tylko, że tak mało ludzi przez to okno wygląda..są i tacy, co wogóle nie chcą na to okno spojrzeć..smutne pokolenie..stąpać po ziemi, rozumiem, ale patrzeć przed siebie i wokół, nie jedynie pod nogi..ech..taka moja wolna refleksja 🙂
Lubię wolne refleksje, wiec podzielę się i swoją: Myślę, że wiele osób boi się wolności, jaką daje poezja. Wolą rzeczy ustalone i „pewne”, zamiast wielości dróg. I nawet chyba nie widzą jak bardzo ich to ogranicza.
Rozumiem tęsknotę, o której piszesz.
Nie potrafię normalym językiem wyrazić co mam na mysli, więc pozwól, że Twoją tęsknotę opiszę moją tęsknotą, możliwe że, za tym samym….
.. U podnóża gór, w skale wyryto znak.
Diamentowym pyłem wypełniono szczeliny.
To Ducha ślad.
Ktoś natchniony jego boską piesnią
pocałunkiem ozdobił skałę.
Utrudzonym wędrówką chciał odsłonić jej blask.
Nikt jednak wspinając się na pagórka szczyt
nie zachwycił się tak jak on znakiem tym.
Łez potok, lawina żalu spłynęła na jego czułą twarz.
Jak trwale uchwycić Ducha smak,
by zapach Jego słów
dotarł do przechodzących stóp…
Bardzo dziękuję za ten poetycki komentarz. Uwielbiam, gdy jakiś mój tekst, poruszy w innej osobie tą strunę, która związana jest z własną twórczością. I odpowiedź pojawia się w wierszu.
Twój ma nieco inny smak i odcień: barwa świtu, smak kamienia. Ale jest w nim podobne uczucie. Czasami można tą tęsknotę uznawać za przekleństwo, ale często jest ona tym, co nas prowadzi dalej.
Pingback: Ducha ślad |
Cały czas czuję się zaskoczona tym, ile spotykam w Twoich wierszach wrażliwości i dobra… Przez te trupie czaszki, mam jakiś schemat w głowie i widzę, że ciągle mi jeszcze przeszkadza.
Bardzo się cieszę, że tu do Ciebie trafiłam. Ostatnio chyba zrobiłam się przyziemna i nie mogę się wznieść na swoich skrzydłach. Tęsknota jest z jednej strony trudna, z drugiej niezwykle piękna. Oczekiwać i tęsknić jest tym, co nadaje czasem naszemu życiu sens.
Co do artystów w szerszym zakresie(mężczyzn), wielu dokonało najlepszych swych dzieł właśnie dzięki miłości do kobiety. Kiedyś oglądałam film o malarzu, który miał swoją muzę, którą kochał. Dzięki jej bliskości namalował dużo pięknych obrazów.
Zostawił ją, kiedy zaczęła wkradać się zwykła codzienność i kiedy ona przestała być młoda.
Z jednej strony możemy kochać artystów i ich podziwiać, ale może lepiej trzymać się od nich z daleka. 🙂
Zawsze uważałem, że moje wiersze są dla tych, którzy naprawdę umieją patrzeć i którzy chcą sięgać do sedna rzeczy. Może dlatego często moja poezja odstrasza osoby o bardziej płytkim podejściu. Ale sądzę, że to dobrze. Nigdy nie chciałem być popularny w sensie ludycznym, raczej staram się dotrzeć do tych osób, do których dotrzeć warto. Myślę, że one doceniają me starania. 😉
Tęsknota, jak wielokrotnie pisałem, jest dla mnie siłą, która prowadzi i inspiruje. Miłość do ziemskich kobiet zamieniłem jakiś czas temu na miłość do Absolutu – w aspekcie Mahadevi. Ona jest tą, która prowadzi mnie po labiryncie mych włąsnych zachwyceń, szaleństwa i iluminacji. 🙂
Dlaczego właśnie Mahadevi- jeśli można zapytać?
Czym Cię zachwyciła? To jest bardzo ciekawe, kiedy dostrzegamy w kimś, w czymś właśnie to „coś”, co sprawia, że my sami zaczynam spostrzegać inaczej. Inni patrzą przecież na ten sam świat i nie odczuwają tych wyjątkowych „natchnień”.
Mahadevi jako archetyp jest sumą wszystkich bogiń, które czczone są przez ludzi w rożnych religiach. Dlatego też używam tego określenia, bowiem symbolizuje ona dla mnie to, co nie ma granic, jest nieskończone, także niepoznane i pełne tajemnic – ale jednocześnie budzi tęsknotę i daje spełnienie.
I to chyba tyle na ten temat – ponieważ raczej unikam bardziej osobistych wynurzeń na tematy duchowe na kanale ogólnym. Pewne rzeczy jednak mają dla mnie prywatną wartość – więc mam nadzieję, że nie obrazisz się, jeśli tutaj nie odpowiem na pewne pytania. 🙂
… i nie zawsze, nie wszyscy, odczuwają wyjątkowość chwil, osób, miejsca, problemów …
To niestety prawda. Ale wtedy sami nie wiedzą co tracą, czyż nie? 😉
Jeśli nie wiedzą co tracą, nie brakuje im tego. Problem zaczyna się, kiedy odkrywają, że mogą coś wyjątkowego stracić.
Rozumiem i szanuję Twoją wolę, w kwestii pytań i odpowiedzi.
To przekraczanie granic wydaje się jednocześnie czymś fascynującym i przerażającym. Osobiście, pomimo miłości do wolności, wolę niektóre granice. Tak myślę.
Pozdrawiam.
Sami decydujemy które granice przekroczyć, a które pozostawić. Ważne tylko, by była to decyzja wolnej woli – a nie coś narzuconego nam z zewnątrz.
Wydaje mi się, że wolność człowieka osadzona jest także w woli innych ludzi.
Czasem to, co wydaje się wolnością, może być czymś, co może przynosić krwawe ofiary.
To trudna sztuka ocenić, kiedy coś, co jest nam czasem narzucone, jest dla nas dobrem, a kiedy złem, lub niewolą.
Nie wiem, czy tak trudno to ocenić. Jak dla mnie duch zawsze rozpoznaje Prawdę. Jakoś nigdy chyba więc nie miałem z tym większego problemu. 😉
Niedobrze jest na pewno za dużo myśleć na ten temat – bowiem takie rzeczy rozpoznaje się sercem, a nie rozumem.
Poza tym – krew jest życiem. Żyjąc przelewamy ją. Więc jest to jak dla mnie raczej normalne. Akceptuję cierpienie i śmierć jako część egzystencji po prostu. Niektóre wybory z pewnością wymagają ofiary, ale taka jest ich natura po prostu. Zawsze płaci się jakąś cenę za swoje wybory. Osobiście jestem na to zawsze przygotowany.
Masz rację, że niektóre sprawy ocenić można tylko sercem. Niezwykłe jest to, ile dokonuje się w naszym duchu. Rozum jest jednak konieczny do oceny wszystkiego.
Możemy współodczuwać w duchu, ale wszelkie decyzje człowieka muszą iść drogą rozumu. Inaczej ofiary, które ponosimy, mogą być tylko konsekwencjami jego braku.
Kiedy krew przelewamy dla miłości i cierpimy dla dobra, jest to sensowna ofiara.
Podejmując różnego rodzaju decyzje, mam świadomość ich konsekwencji.
Osobiście jestem jednak zdania, że rozum bywa bardziej zawodny, niż serce. Jest to dla mnie tak naprawdę jedynie użyteczne narzędzie, którego używam – jednak nigdy nie pozwalam mu decydować. Rozum opiera bowiem swoje sądy na skończonej ilości danych, pewnej sumie wiedzy, którą posiadamy, a która może zupełnie nijak mieć się do rzeczywistości. Co więcej ma skłonności do racjonalizacji i projekcji, które budują iluzję i służą głownie ochronie interesów ego. Dlatego wolę kierować się czynnikami bardziej duchowej natury, które zapewniają bezpośredni wgląd w rzeczywistość, nie skażony osobistymi preferencjami i ograniczeniami.