Sieję w kręgu czarny mak,
Idąc tyłem, idąc wspak –
Księżyc ślepy mrok ogarnął
– z ręki spada wilcze ziarno,
Mocą darzy, czar pomnaża,
Rosząc żyzną ruń cmentarza.
Upadając w mogił parów,
Czerpie soki z ich koszmarów,
Z snów wyblakłych, płochych wspomnień.
Słyszcie zmarli, pójdźcie do mnie!
Tchnijcie kształt swój w mgły skrzydlate,
Wstańcie z roli czarnym kwiatem.
Przez ten głód, co w grobach drzemie,
Zbudźcie się, nawiedźcie ziemię.
Wstańcie jako cieni łan,
Pójdźcie z wichrem w dziki tan!
Czar, co w glebę pada makiem,
Wnet się stanie nocnym ptakiem,
Psem bez głowy, karym koniem,
Krwawym wyciem na wygonie,
I potęgą nocy czarną,
Która zawsze stoi za mną.