Mój dom z popiołu, chleb z kamienia,
A pod powałą w kątach
Kształt jakiś się poczwarzy, w cieniach,
Głodno na mnie spogląda…
W sypialni mojej wieje wiatr,
W łazience – rybie oczy
Kwitnąc na ścianach, patrzą jak
Kran jadem ciemnym broczy.
W kuchni zieje przepaść bez dna
– Do serca Erebosu,
Czajnik jedynie nad nią łka:
Męka ma tysiąc głosów…
W kredensie wszechświat ongiś stał,
Schwytany w szklaną sferę.
Miał sens i płatki śniegu miał,
Lecz potłukł się w cholerę…
W żadnym z mych okien nie ma szyb,
Lecz ciemność, jak szkło gładka.
Wolna od gwiazd, bogów i ryb
– Znajoma, niczym matka.
Czas brzęczy, zaplątany w lep,
Wisząc nad niwą stołu,
Przy którym jem z kamienia chleb,
W moim domu z popiołu…